Droga do uczczenia wolności

Długo nie miałam pewności, czy uda mi się dotrzeć do Gdańska. Najpierw czekałam na potwierdzenie akredytacji dziennikaskiej. Kiedy ją dostałam, moja radość tak mocno mieszała się z niedowierzaniem, że pokój i bilety kolejowe, rezerwowałam niemal w ostatniej chwili.

(Ze specjalną dedykacją dla Ani i Michała)

31 maja 2019. Piątek.

9:00

Śniadanie, które nie przechodziło mi przez gardło. Chciałam jechać. Bardzo. Ale miałam też całkiem sporo obaw, na które złożyło się pare czynników. Kilka dni wcześniej (28 maja) otrzymałam akredytację dziennikarską. A to oznaczało, że zostałam wpisana na oficjalną listę dziennikarzy, mających zgodę na udział i relację z obchodów Święta Wolności i Solidarności w Gdańsku. W tym , oczywiście z Europejskiego Centrum Solidarności (ECS) . Przede wszystkim, przytłaczała mnie świadomość, że wybieram się na duże wydarzenie, które będzie relacjonowane przez największe media z kraju i zagranicy. Dobrze, mam dyplom całkiem zacnej Akademii Dziennikarstwahttps://akademia.stacja7.pl/#&gid=1&pid=30, którą zresztą skończyłam z wyróżnieniem, współpracuję z kilkoma redakcjami, mam na koncie całkiem sporo publikacji i pracowałam w radiu internetowym. Ale, nie czyni to ze mnie dziennikarza z wieloletnim stażem, z mainstreamowych mediów. Kiedy o tym pomyślałam, poczułam lekki strach i poranna kawa straciła na chwilę smak. Wyjazd był coraz bliżej. Coraz bardziej się bałam. Rozmyślaniom nie było końca. Postanowiłam jednak działać.

11.00-17.00

Przewidziany wcześniej wypad na zakupy, pozwolił mi się trochę rozluźnić i zapomnieć o stresie. Moi Przyjaciele- Ania i Michał mieli wziąć ślub . Potem wesele, na które byłam zaproszona. Pojechałam więc, kupić niezbędne dodatki do mojej kreacji.

17.00-22.00

Wróciłam do domu nieco zmęczona. Ale, powoli docierało do mnie (kolejny raz w życiu), że marzenia są po to, by je spełniać. Nie po to, by się spełniały. Bo nic nie dzieje się samo, a najdrobniejszy nawet sukces wiąże się najczęściej z ogromną pracą, wyrzeczeniami i zaangażowaniem. Przynajmniej ja tak mam. Teoretycznie, mogłam zacząć przygotowania do wyjazdu, jak tylko dostałam pismo. Problem polegał jednak na tym, że chyba nie do końca wierzyłam, że w ogóle znajdę się w Gdańsku. Miałam też nieplanowaną przeprawę z bankiem. Zastanawiałam się, czy tylko ja mam takie przygody z przelewami, które potrafią gdzieś utknąć. Dokładnie wtedy, kiedy pieniądze są mi najbardziej potrzebne. Długo nie wiedziałam też, czy przypadkiem nie pojadę do gdańskiego ECS sama. Sytuacja w mojej rodzinie trochę się skomplikowała. Pierwotnie, znacznie wcześniej zaproponowałam wspólny wyjazd mojej mamie- z okazji Dnia Matki i jej kolejnej rocznicy urodzin (nie napiszę, której. Bo mi tego nie wybaczy:). Wyjazd mamy był jednak pod dużym znakiem zapytania, a ja nie miałam już czasu, by szukać kogoś, kto by ze mną pojechał. Wiedziałam, że poradzę sobie sama. Ale wiedziałam też, że w Gdańsku, w różnych miejscach będzie dużo ludzi. Nie czuję się pewnie, kiedy jestem w tłoku. Sytuacja nie była prosta, także dlatego (uważam, że trzeba to napisać), że całkiem spora grupa znanych mi ludzi, z którymi teoretycznie mogłabym jechać, nie uznała gdańskich obchodów trzydziestej rocznicy pierwszych, częściowo wonych wyborów za godne uwagi. Smutne. Ale, jeszcze bardziej zasmuciło(a może wkurzyło) mnie to, że TVP mówiła o obchodach w ECS jako o święcie postkomuny i jej przyjaciół Dziwnwe, że rządzący przemiczeli fakt obecności w swych szeregach byłych(?), zdeklarowanych komunistów, jak Kryże czy Piotrowicz i Jasiński.https://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/piotrowicz-jasinski-kryze-gorszy-sort-polakow-w-pis,603666.html I kilku innych. Tak łatwo manipulować ludżmi. Warto, bu zwolennicy PiS, Polacy, którzy pamiętają komunę, przypomnieli sobie też, jak wyglądała i, jak działała machina PRL-owskiej propagandy w mediach. Warto, by młodzi, którzy nie pamiętają, sięgali do prawdziwej hostorii swojego kraju. Nie tej, pisanej przez obecną władzę, na jej własny użytek.https://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/4-czerwca-1989-r-obchody-4-czerwca-co-sie-wydarzylo,940786.html

Zaczęłam przeglądać oficjalne materiały prasowe, które od kilku dni były już w mojej skrzynce e- mailowej. Moja radość znów mieszała się z niedowierzaniem. Do tego stopnia, że wtedy jeszcze nie udostępniłam transmisji LIVE. Ani na Facebooku, ani na blogu. Pokój chciałam zarezerwiować po kolejnej rozmowie telefonicznej z mamą, która stwierdziła, że postara się wszystko tak zorganizować, żebyśmy mogły razem pojechać. Znalazłam ciekawą ofertę noclegu na http://bookingcom.pl Ale miałam problemy z komputerem i nie mogłam zarezerwować pokoju. Pozatym, nigdy wcześniej nie korzystałam z tego portalu. Kłębiące się we mnie wątpliwości rozwiała Kamilla, moja Przyjaciółka, z którą długo rozmawiałam o jej doświadczeniach z rezerwacją. Po kilku próbach, już w nocy- udało mi się dokonać płatności.

1 czerwca 2019. Sobota.

8.30.-13.00. Śniadanie, kawa, krótka prasówka i obejrzany magazyn kulturralny- Drugie Śniadanie Mistrzów https://www.tvn24.pl/drugie-sniadanie-mistrzow,40,m Potem- intensywne przygorowania, do czekającej mnie uroczystości zaślubin Ani i Michała.

13.00-17.00.

Przygotowałam sobie lekką przekąskę. Gotowane warzywa. Wkrótce okazało się, że to była dobra decyzja. Czytałam zaległe artykuły.

17.00. – 2.00.

Znajomi zabrali mnie samochodem do kościoła. Panna Młoda wyglądała pięknie. Ślub był wzruszający, a wesele przygotowane perfekcyjnie. Jedzenie było wyśmienite i było go pod dosttkiem. Zabawa była fantastyczna.

2 czerwca 2019. Niedziela.

Długo spałam. Po takiej imprezie, nie spodziewałam się niczego innego. Mamie udało sie kupić jedne z ostatnich biletów w kasie warszawskiego Dworca Centralnego. Pendolino. Dopiero poczułam, że nie ma już odwrotu. Wyjazd we wtorek o 7.30. Obejrzałam kilka relacji z początków obchodów w Gdańsku. Próbowałam zjeść jakiś obiad. Ale nie mogłam nic przełknąć. Wieczorem poszłam tylko do kościoła.

3 czerwca 2019. Poniedziałek.

8.30 Szybkie śniadanie z aromatyczną kawą. Jak zawsze.

9:00-17:00

Niemal cały dzień poświęciłam na oglądanie live streaming z ECS, które były dla mnie dostępne. Byłam podekscytowana. Znów poczułam radość, którą zmąciło zachowanie Premiera Morawieckiego na terenie ECS. Właściwie incydent. Ale wiele mówiący. Premier nie podał ręki i nie zareagował na zaproszenie Prezydent Gdańska- Aleksandry Dulkiewicz. Miałam najgorsze skojarzenia. Co wynika z tego, gdy władza centralna ignoruje samorządową? Nic dobrego. Tym, którzy nie pamiętają, powiem tylko, że centralizację państwa, Polska już przerabiała. W czasach słusznie minionych. Premier zachował się tak, jaby był u siebie i szedł po swoje. Pomijam już fakt, że wykazał kompletny brak kultury wobec Prezydent Miasta- Gospodarza uroczystości, na którą Mateusz Morawiecki został oficjalnie zaproszony, pismem z 11 kwietnia 2019. Ale zignorował zaprpszenie. Patrzyłam, jak zmierza do słynnej Sali BHP, https://www.gdansk.pl/subpages/multimedia/gfx/publikacje/promocja/2010/Folder_solidarno_PL_M.pdf w której Solidarność (już nie ta, do której kiedyś należało dziesięć milionów ludzi), organizowała spotkanie z okazji czterdziestej rocznicy pielgrzymki jana Pawła II do Polski. Tyle, że Papież -Polak przyjechał wtedy do Warszawy. Trudno mi było nie odnieść w tej sytuacji wrażenia, że Premier chce koniecznie zdyskredytować obchody, zorganizowane w Gdańsku, pokazując kto tu rządzi. Zastanowiłam się przez chwilę, komu zależy na podsycaniu podziału w społeczeństwie i co powiedziałby o tej sytuacji Jan Paweł II.

Na Blogu i na Facebooku udostępniłam transmisję LIVE. Konferencje były bardzo ciekawe. Ale ,na udostępniony przeze mnie materiał, zareagowało około trzydziestu osób. Nie miałam pewności czy mnie to złości, zasmuca, czy przeraża. Świętowaliśmy trzydziestą rocznicę pierwszych, częściowo wolnych wyborów i nie dla wszystkich Polaków okazał się to powód do świętowania.https://teksty-zesmakiem.pl/2019/06/03/swieto-wolnosci-i-solidarnosci-w-gdansku/?fbclid=IwAR1IXiP5HgrOestJM_GHe9Rsg80llN6 Trudno było być razem (albo ... Trudno tak, razem być nam ze sobą…) bo rząd zorganizował alternatywny koncert, rekonstrukcję rządu, uroczyste posiedzenie Senatu i przesłuchanie Ministra Rostowskiego . A przecież, o idei gdańskich obchodów mówił jeszcze zmarły Prezydent, Paweł Adamowicz. Chciał, by te dni łączyły Polaków. I może w tym tkwił problem. Prezydent Duda do Brukseli pojechał…

18:00-23.00

Pranie, sprzątanie i pakowanie plecaka. Zanim położyłam się spać, nastawiłam budzik.

4 czerwca 2019. Wtorek!

Obudziłam się równo z dzwonkiem: 5:15. Miała być 4:45. Ten drobny błąd kosztował mnie sporo stresu, bo przed siódmą miał przyjechać Michał, mój niezawodny kolega, który mnie i mamę zawoził na dworzec. Z trudem ogarnęłam siebie i kota, który na dwa dni zostawał sam w domu. Udało się. Michał był punktualnie. Mama też. Wsiedliśmy do samochodu . Ale już po kilkuset metrach jazdy, okazało się, że jest na trasie potworny korek i nie mamy szans zdążyć na dworzec. Wypadek. Stały nawet tramwaje. Mama nie mogła usiedzieć i wyszła z samochodu. Ja i Michał, staraliśmy się zachować spokój. Przemknęła mi przez głowę myśl, że od początrku mam trochę trudności z tym wyjazdem. Krótka modlitwa. Bóg naprawdę szybko odpowiada! Zawołałam mamę. Wsiadła do samochodu lekko zdezorientowana. Michal podjął szybką decyzję i zawrócił, między stojącymi pojazdami. Pojechaliśmy na Dworzec Wschodni, zyskując dzięki temu dodatkowych kilkanaście minut.

7:30-11:00

W pociągu, obie odetchnęłyśmy z ulgą. Z przyjemnością wypiłyśmy podaną przez obsługę kawę, zjadłyśmy kanapki i zaczęłyśmy planować działania. Wiedziałam, że muszę, jak najszybciej dotrzeć do ECS, by odebrać identyfikator dziennikarski. O 12:00 przewidziane było przemówienie Prezydent Gdańska, odśpiewanie Hymnu (na dziedzińcu, przy okrągłym stole) i poczęstunek- tort z okazji święta odzyskanej wolności. Chciałyśmy tam być. Wiedziałam, że identyfikator mediów, pozwoli nam na bycie bliżej wielu wydarzeń. Najpierw, jednak zadzwoniłam do właściciela zarezerwowanej kwatery i powiedziałam, że podjedziemy na chwilę, by zostawić plecaki. Nie było żadnego problemu. Właściciele okazli się bardzo mili, a pokój czysty i przytulny, z aneksem kuchennym i łazienką. W bardzo ładnej okolicy Gdańska-Wrzeszcza. Naprawdę polecam. Choć, osobom niepełnosprawnym może być trudno ze względu na schody, prowadzące do wejścia.

12:00- 15:00

Z naszej kwatery, pojechałyśmy taksówką do ECS. Z biciem serca wjechałam oszkloną windą na trzecie piętro, gdzie w Biurze Prasowym, miałam odebrać identyfikator. Już na mnie czekał. Byłam bardzo przejęta i wzruszona. Z dumą powiesiłam go sobie na szyi.https://www.facebook.com/mojeporyroku/photos/a.2355479758067874/2355479731401210/?type=3&theater Podobny,został wypisany na miejscu dla mamy, która miała adnotację: opiekun. Wyjątkowo nie lubię tego słowa, nie oddaje mojej rzeczywistości i czasem czuję się upokorzona. Ale teraz nie było to istotne. Byłam szczęśliwa, znalazłam się w strefie, wraz z innymi dziennikarzami. Wysłuchałyśmy fragmentów wystąpienia Bogdana Lisa,http://www.encysol.pl/wiki/Bogdan_Lis wypiłyśmy kawę, mijając po drodzę Henrykę Krzywonos http://www.encysol.pl/wiki/Henryka_Krzywonos-Strycharska i Monikę Olejnik.

12.00 ECS, W samo południe

Wraz z innymi uczestnikami, wyszłyśmy na dziedziniec ECS, gdzie trwało już zapowiadane wystąpienie Prezydent Aleksandry Dulkiewicz. Poruszyło mnie. Wiele słów dotyczyło mnie samej. Śpiewaliśmy Hymn. Byłyśmy tuż przy scenie. Gdańską Deklarację Wolności i Solidarności podpisałyśmy, jednak przez internet. Tłok był ogromny. Tortu też nie udało nam się spróbować. Mój identyfikator nie uwzględniał takiego tłoku. Ale, nie to było najważniejsze. Wróciłyśmy do budynku na kolejną kawę, tym razem z ciastkiem. Udało mi się porozmawiać z Michałem Bonim, Zbigniewem Janasem, Jackiem Fedorowiczemhttps://culture.pl/pl/tworca/jacek-fedorowicz. i Hanną Gronkiewicz -Waltz.https://zyciorysy.info/hanna-gronkiewicz-waltz/ Wiedziałam, że to jedyna szansa, by spróbować umówić się na kilka wywiadów. Udało się! https://teksty-zesmakiem.pl/zdjecia/

15:00- 23.00

Postanowiłyśmy jechać na Długi Targ. Miałyśmy dużo czasu, bo Wiec, z udziałem Prezydentów: Wałęsy,http://www.encysol.pl/wiki/Lech_Wa%C5%82%C4%99sa Kwaśniewskiego i Dulkiewicz oraz Przewodniczącego Rady Europejskiej- Tuska, miał odbyć się dopiero o 18.30. Ale, po ilości ludzi, jakich mijałyśmy w ECS, nie miałyśmy wątpliwości, że będą tłumy. Zajęłyśmy miejsce w restauracji, która była bardzo blisko rozstawianej sceny. Ku, mojej radości, tuż za mną siędziała przy stoliku Henryka Krzywonos. Tym razem, zdobyłam się na odwagę i podeszłam, by zapytać o możliwość spotkania i rozmowę, którą mogłabym opublikować. Dostałam zgodę i bardzio mnie ucieszyła otwartość mojej Rozmówczyni. Wszystko układało się po mojej myśli. W końcu mogłam się rozluźnić i poczuć nadmorski wiatr we włosach. Postanowiłyśmy, z mamą, że trzydziestolecie wolnej Polski, trzeba uczcić dobrą kolacją i kieliszkiem białego wina. Zamówiłyśmy sałatkę z kozim serem, pieczone ziemniaczki i kęski z gęsi. Pyszne! Do tego toast. Za wolną Polskę! (Wierzymy, że taką pozostanie). Po dwóch godzinach, na Długim Targu było mnóstwo ludzi. Gdy zaczęły się zaplanowane wystąpienia,https://www.facebook.com/100004872588702/videos/1197595487079526/?id=100004872588702 był już prawdziwy tłum.https://www.facebook.com/mojeporyroku/videos/670072170098824/UzpfSTEwMDAwNDg3MjU4ODcwMjoxMTk3NjM5MTQ3MDc1MTYw/?id=100004872588702 Wbrew informacjom TVP. Bo na Wiecu było, conajmniej kilkanaście tysięcy ludzi. Około 21.00, zamówiłyśmy taksówkę, by wrócić do naszej kwatery. Gdańsk jest pięknym, rozwijającym się miastem. Miałam też wrażenie (subiektywne, bo wizyta krótka), że żyje się tu łatwiej, niż w Stolicy. Zobaczyłam to także w chwili, gdy taksówka była w stanie podjechać, niemal dokładnie we wskazane miejsce. Warszawska Starówka nie jest tak dostępna. Byłyśmy zmęczone. Ale podekscytowane i na swój sposób- szczęśliwe. Chciałam jeszcze wstąpić do Katedry.niestety, była zamknięta. Na wieczorny koncert, nie miałyśmy już siły. Zwłaszcza, że na to wydarzenie, nie dostałam akredytacji. Po drodze, drobne zakupy na śniadanie. Gospodyni pomogła nam rozłożyć duże łóżko. Chwilę później, spałyśmy.

5 czerwca 2019. Środa,

7:00.

Obudziłam się. Mama jeszcze spała. Ja, chciałam obejrzeć zdjęcia, jakie zrobiłyśmy, opisać i kilka udostępnić na Facebooku. Odebrałam też wiadomość, że o 12.00, w restauracji ECS, odbędzie się podsumowujące spotkanie dla dziennikarzy, z udziałem Prezydent Dulkiewicz.

9:00-11:30

Zjadłyśmy śniadanie. Ubrałyśmy się i spakowałyśmy plecaki, które do wieczora zgodził się przechować gospodarz. Byłyśmy względnie blisko od Archikatedry Oliwskiej,którą widziałam, jako dziecko.http://www.archikatedraoliwa.pl/ Chciałam najpierw tam pojechać, bo byłam(i jestem) wdzięczna Bogu za wolną Polskę i te dwa dni w Gdańsku. Przed spotkaniem, nie miałyśmy wiele czasu. Ale, bardzo mi zależało na, choć krótkiej modlitwie.

12:00-15.00.

ECS- spotkanie dla dziennikarzy nie było długie. Tym razem, w całym budynku było zdecydowanie mniej ludzi. Rozmawiałam chwilę z Basilem Kerskim – Dyrektorem ECS. Potem, miałyśmy już czas dla siebie. Najpierw smaczne przekąski i kawa, kilka zdjęć, później trochę czasu spędziłam w muzealnej księgarni. Kupiłam książkę Pawła Adamowicza Gdańsk jako Wspólnota. Już po lekturze kilku stron, zrozumiałam, że był niezwykłym człowiekiem, wręcz wizjonerem. Zrozumiałam, dlaczego obecny rząd tak bardzo uderza w samorząd i mami ludzi bzdurami o landyzacji Polski. Człowiek taki, jak Prezydent Adamowicz, mógł być albo rozumiany i, jako samorządowiec, wspierany przez rząd albo tak dalece nierozumiany i krytykowany, że aż marginalizowany i ośmieszany.A, przecież , przez dziesięciolecia, doświadczenia polskiego samorządu były wzorem dla rodzących się w świecie demokracji. Uczyli się od nas także Węgrzy, których dobrą, wieloletnią praktykę, w 2010 roku, zaprzepaścił premier Orban. Warto wnioski wyciągać. Obejrzałyśmy jeszcze wystawę Chrisa Niedenthal. Ja, akurat nie moglam przegapić takiej okazji Ta wystawa, utwierdziła mnie, że nasza bezkewawa rewolucja, Okrągły Stół i Wolne Wybory 1989, były błogosławieństwem. https://ecs.gda.pl/title,pid,1975.html

Na koniec, zrobiłyśmy zdięcia przy specjalnie przygotowanym, biało-czerwonym, okrągłym stole i na terenie budynku ECS. Poprzedniego dnia było to znacznie trudniejsze. Posiedziałyśmy chwilę przy fontannie. W końcu, zamówiłyśmy taksówkę i pojechałyśmy do Bazyliki Mariackiej.http://www.mygdansk.com.pl/kosciol-mariacki-w-gdansku.php Chciałam pomodlić się przy grobie Prezydenta Adamowicza. Najpierw, jednak, zobaczyłam przepiękne zdjęcie,uśmiechniętego Prezydenta. Takie zdjęcie powoduje, że tudno uwierzyć , że go nie ma.

W końcu przyszedł czas na pożegnalny obiad. Znalażłyśmy fajną knajpkę na Długim Targu. Zjadłam pyszną pizzę. Z gruszką, kaszanką i serem pleśniowym. Rozkosz dla podniebienia!

18:00

Jedziemy po plecaki i na dworzec. Dołącza do nas Ela, moja koleżanka, którą spotkałam poprzedniego dnia na Wiecu. Nie miałyśmy czasu, żeby spotkać się w Warszawie, to wpadłyśmy na siebie w Gdańsku.Do domu dotarłyśmy o 22:00. Kot był szczęśliwy. Ja, pełna wrażeń.

P.S.

14.06.2019. Piątek. Warszawa.

Referat Prasowy Urzędu Miejskiego w Gdańsku podaje, że w obchodach Święta Wolności i Solidarności, wzięło udział 220 000 osób. 13 czerwca(środa), o godzinie 12:00, na konferencji prasowej podsumowano obchody. Aleksandra Dulkiewicz odczytała fragment listu śp. prezydenta Pawła Adamowicza z 11 stycznia 2019 r.,do polskich samorządowców.

„Odpowiedzialność za nadanie rocznicy 4 czerwca 1989 roku odpowiedniej rangi, spada na władze samorządowe. Gorąco zapraszam do udziału w gdańskichuroczystościach, jak też współpracy, by nadać im wymiar ogólnopolski.” Ten cel udało się zrealizować. Wskazują na to pozostałe dane, przywołane przez Gdański Referat Prasowy: ECS odwiedziło 119 886 osób (04 czerwca – 27 702 osób). Strefę Społeczną, przygotowaną przez Fundację Gdańską odwiedziło 41 000, strefę kultury, kolejne 20 000, zaś na koncertach bawiło się 39 000 osób. Obchody były obchodzone w całym kraju – do udziału w obchodach zarejestrowało się 922 samorządowców.

Prezydent Dulkiewicz:

„Chciałabym podziękować kilkudziesięciu tysiącom darczyńców, bez których Święto Wolności i Solidarności nie byłoby możliwe. Odruch serca wielu ludzi świadczy o tym, że ważne jest to, aby dziś zastanowić się nad znaczeniem słów: wolność, solidarność, co znaczy 30 lat wolności . Jesteśmy dumni, że święto miało wymiar ogólnopolski, bo wiemy, że wiele gmin, dużych i mniejszych miejscowości obchodziło u siebie rocznicę pierwszych częściowo wolnych wyborów. To nie jest koniec naszych wspólnych działań. Rozpoczynamy dyskusję o nowej Polsce i o tym jak wspólnie, również razem z organizacjami pozarządowymi, budować lepszy ład naszych mniejszych i większych ojczyzn.”

Od siebie dodam, że wszystkie , zamieszczone na blogu zdjęcia są autentyczne. Robiłam je osobiście, moim telefonem. Zdjęcia robiła także moja mama, również należącym do niej telefonem. Wyjaśnienie to wydaje mi sie konieczne, ze względu na pojawiające się wątpliwości niektórych Czytelników, dotyczące prawdziwości zdjęć. Mam nadzieję, że podane wyżej liczby oraz to wyjaśnienie, pomogą zrozumieć , jak niebezpieczna jest wszelka socjotechnika. Zwłaszcza ta, stosowana na masową skalę. Wszystkim Tym, zaś, którzy mają wątpliwości, czy warto świętować rocznicę 4 czerwca 1989, wcześniej Okrągły Stół, polecam historię Chińczyków. Ich masakra miala miejsce tego samego dnia – 4 czerwca. Przeczytałam gdzieś bardzo proste, a zarazem głębokie zdanie: „Lepiej wypić razem wódkę, niż do siebie strzelać”. Osobiście, polecam wino. Autora tych słów proszę o wybaczenie, że nazwiska nie pomnę.

Polak z importu?

Polak, któremu dane było urodzić się w Wielkiej Brytanii. Do Polski przyjeżdżał jeszcze jako dziecko, z rodzicami. Ponad czterdzieści lat temu przyjechał na kilka miesięcy. Został do dziś. Z aparatem fotograficznym w ręku, dokumentował rzeczywistość komunistycznej Polski. Dziś, widząc zło ponownie narzucanego systemu, nie może milczeć. I znów bierze aparat do ręki.

Rozmowa z Chrisem Niedenthal – fotoreporterem. Współpracował między innymi z magazynami: Newsweek, Time, czy Der Spiegel. Był świadkiem powstawania Solidarności w Gdańsku. I, choć w 1986 roku otrzymał nagrodę World Press Photo, jego nazwisko Polakom najbardziej kojarzy się ze zdjęciem, zrobionym w grudniu 1981 roku- Czas Apokalipsy.

Laura Jurga: Przyjechał Pan do Polski w latach 70. XX. wieku. To była inna rzeczywistość. Jaka dzisiaj jest Polska, Pana zdaniem?

Chris Niedenthal: Polska jest zawsze wspaniała. Ale, strasznie się niestety zepsuła, od czasu dojścia do władzy tych, którzy dzisiaj nami rządzą. Według mnie jest to nieszczęście, które dotknęło Polskę. Ci, którzy doszli do władzy, przejęli ją wtedy, kiedy się rozwijaliśmy. Zgoda, nie wszystko zawsze szło idealnie. Ale, byliśmy coraz bardziej szanowani, uznawani i wiarygodni. Właściwie z dnia na dzień, wiarygodność ta spadła do zera. W Europie i na świecie, w Unii Europejskiej. Cała nasza praca, która miała stworzyć nowoczesną Polskę, została zatrzymana. Ekonomicznie może i jesteśmy w tej chwili w miarę mocni. Ale to nie usprawiedliwia tego, co się stało z sądownictwem i w innych dziedzinach. Straciliśmy trzy lata. Miejmy nadzieję, że zmieni się to pod koniec roku.

Mamy dwudziestą rocznicę przystąpienia Polski do NATO. Bronisław Geremek mówił, że dzięki akcesowi, Polska wróciła do wolnego świata. A dziś? Zagraża nam utrata wolności? Może już ją straciliśmy? Czy to, Pańskim zdaniem nie byłoby zbyt mocne stwierdzenie?

Trudno powiedzieć. Przez to, że straciliśmy wiarygodność w Unii Europejskiej, straciliśmy ją też częściowo i w NATO. Nasz pierwszy minister obrony w nowym rządzie zrobił wszystko, by naszą siłę rozwodnić, zwalniając generałów. Albo może, namawiając ich, żeby sami odeszli. Prawdopodobnie, bał się, że zrobią przewrót. Jak tylko PIS doszła do władzy, miałem dwie myśli: Stracimy wiarygodność w Europie i, być może wojsko się zbuntuje przeciwko takiemu prezydentowi i ministrowi obrony; nie wiem, czy wojsko lubi mieć takich zwierzchników. Wprawdzie nie było przewrotu, ale Macierewicz, uprzedzając fakty, zwolnił albo wyrzucił ludzi. Poza tym, wydawałoby się, że nie potrafił inwestować w wojsko, więc tak- wiarygodność straciliśmy. A z wojskiem też chyba nie jest najlepiej.

A nie myślał Pan, żeby przynajmniej na początku dać PIS szansę?

Nigdy nie byłem zwolennikiem tej partii, tych ludzi, mających ambicję przywrócenia Polski międzywojennej. A, tak naprawdę, nie wiadomo,o co im chodzi. Doszedł do tego prezydent, podpisujący wszystko, co mu podsuną. Poza tym, pamiętam ich poprzednie rządy, kiedy między innymi obiecali, że nie połączą się ani z Lepperem, ani z Giertychem. A ,jednak to zrobili. Tylko po to, by utrzymać się u władzy. Na szczęście wtedy udało się ich odsunąć od rządów. To są wyjątkowi ludzie, mający pomysły od czapy w XXI. wieku. Mam wrażenie, że w dużej mierze są niekompetentni i niczym się nie wyróżniają, poza lojalnością do wodza. Oni wierzą, w pewnym sensie w bożysko. To jest niepokojące, bo normalny, dorosły, zdrowy człowiek tak nie myśli.

Mówi Pan o niekompetencji PIS. W tym kontekście zapytam o strajk nauczycieli. Co Pan o nim sądzi?

Wszyscy narzekają na reformę minister Zalewskiej. W dużej mierze niepotrzebna reforma i do tego przeprowadzona stanowczo za szybko. Pani minister twierdzi, że praca nauczyciela to powołanie, nie zawód. Marszałek Senatu twierdzi, że trzeba pracować dla idei {śmiech}. Praca nauczyciela jest na pewno wyjątkowo ciężka, na pewno stresująca, i od lat źle opłacana. Nauczyciele, mają więc pełne prawo do strajkowania o lepsze pensje, lepsze warunki pracy. Jeśli nie teraz – to kiedy?

Zasadne pytanie…

Widzę braki w dziedzinie rozumu i inteligencji, bo jak można nawet myśleć o takich gigantycznych, nikomu niepotrzebnych inwestycjach, jak przekop Mierzei Wiślanej czy budowa olbrzymiego lotniska w polu, daleko od jakiegokolwiek miasta, do którego nikt nie będzie chciał jechać. Są to raczej poronione pomysły, wymyślane przez ludzi, którzy marzą o jakiejś formie gigantomanii.

A może, ci ludzie wcale nie są aż tak nieświadomi tego, co robią?

Chciałoby się myśleć, że nie wiedzą, co robią {śmiech}. Na pewno są cwani, sprytni. W złym znaczeniu tych słów. Bo to nie są cechy, które można wykorzystać przy rządzeniu krajem, który ma trudną historię i położenie…

geopolityczne. Od zawsze.

Tak. Nie wiem dlaczego, udając, że dekomunizują kraj, tak naprawdę go re-komunizują. Bo, to jest forma neokomunizmu. Oczywiście, w innych warunkach społeczno-ekonomicznych, niż kiedyś. Dziwi mnie ta chęć do pokazania takiej niby twardej ręki.

…Dyktatora?

Tak, ale myślę, że w dzisiejszych czasach, w XXI wieku nie tędy droga. Populizm na świecie podnosi, co prawda, swoja brzydką głowę. Ale, dlaczego akurat my mamy w tym przodować?

To kolejne, celne pytanie. Wspomniał Pan o swojej pasji, o fotografii. To z nią jest Pan przede wszystkim kojarzony. Przyjechał Pan do Polski i postanowił zostać. Jakim krajem była wtedy Polska?

Przyjechałem na kilka miesięcy. Zostałem ponad czterdzieści lat. Jak na razie.

Jak na razie?

Może czas wyjechać, bo to, co tu się dzieje jest niepokojące. Nie dziwi mnie to, że wyjeżdża tyle młodzieży. Ani to, że Ci, którzy już wyjechali, nie chcą wracać.

Jeśli tacy ludzie, jak Pan także wyjadą, to co z nami będzie? Kto tu zostanie?

Dlatego nie wyjeżdżam…

Pańskie fotografie utrwaliły, między innymi obrazy z życia Polaków w komunistycznej rzeczywistości. Był Pan też przecież świadkiem powstawania Solidarności w Gdańsku. Co widzi Pan dzisiaj, kiedy bierze do ręki aparat, we właściwie wolnej Polsce?

Pamiętam dobrze, kiedy w Gdańsku, w stoczni im. Lenina w sierpniu 1980 roku, rodziła się ta pierwsza, prawdziwa Solidarność. To szczęście, widziane na twarzach stoczniowców było niesamowite. Ale w tamtych latach wszystko było jasne. W Polsce panował system narzucony przez Związek Radziecki. Byli ci za i ci przeciw. Wszystko było czarno- białe. Dzisiaj sytuacja jest podobna. Tyle, że to, co narzucone pochodzi z wewnątrz. Tym razem to nasi ludzie wprowadzają system, który kiedyś narzucało obce państwo. Gorzej, bo ci ludzie pochodzą z korzenia solidarnościowego. To bardzo niepokojące. Czerń i biel zmieniają się w szarość. Podział Polski i Polaków jest przejmująco przykry. W komunizmie nie mieliśmy wyjścia. Marzyliśmy tylko, że kiedyś się uwolnimy. Nikt nie wierzył, że się uda. Ale się udało. Minęło kilkadziesiąt lat i znów mamy… podobny system. W innych warunkach. Mamy pełne, a nie puste sklepy, drogi, pociągi… Miło patrzeć. Gdy PiS mówiła o Polsce w ruinie, my cieszyliśmy się, że się rozwijamy, że wszystko tak fantastycznie idzie do przodu. Oczywiście, nie zawsze, nie wszystko było perfekt. Ale można przejechać przez Polskę autostradą albo szybkim pociągiem. Pewnie mówię trochę banalnie…

Ale to ważne. Odkąd nastały rządy PiS, mówię, że skoro poprzednicy działali aż tak źle, należy zacząć likwidować także wszystkie autostrady i trasy kolejowe. Teoretycznie banalne. Praktycznie- kluczowe dla wszystkich. Bo dostępność ułatwia codzienne funkcjonowanie.

Oczywiście, to jest ważne.

Wróćmy do tematu Pańskiej pracy. Bywa Pan w Gdańsku. Był Pan też z wystawą swoich zdjęć w Brukseli. To był chyba jeden z najbardziej gorących okresów- obrona niezależności sądów.

Tak. Myślę, że ta wystawa Wojtka Kryńskiego i moja, zrobiła swoje. Zauważono w Parlamencie Europejskim, że rzeczywistość w Polsce nie jest taka, jak przedstawia ją PiS. Wystawa długo tam nie wisiała, ale myślę, że wrażenie wywarła. Tym bardziej, że była w takim miejscu, że obok musiał przejść właściwie każdy euro-poseł.

Nikt nie zaaresztował wystawy tak, jak miało to miejsce w polskim Sejmie i dotyczyło tablic, eksponowanych przez Platformę Obywatelską?

Rzeczywiście, nie aresztowano wystawy (śmiech). Chociaż, trochę cenzury było. Nie zgodzono się na pokazanie bardziej gwałtownych akcji Policji.

Dlaczego?

Uważali, że to mimo wszystko nie jest miejsce na to, by aż taki punkt widzenia prezentować. Ale swoje pokazaliśmy. Pilnują w Parlamencie Europejskim zasad demokracji, uważając, że jest to miejsce dla wszystkich i nie można pewnych rzeczy eksponować zbyt mocno. Zresztą, Parlament Europejski to niesamowite miejsce, właściwie miasto w mieście.

Wrócę do pytania o to, jak było, przeszło czterdzieści lat temu i jak jest. Wspomniał pan o półkach w sklepach. Przywołuję pamięcią Pańskie zdjęcia- sklepy mięsne, początek lat 80. Co Pan widział wtedy w nas, Polakach, robiąc te zdjęcia, jakie emocje były widoczne na twarzach ludzi? Co dziś można wyczytać z twarzy i spojrzeń Polaków? Czy pełne półki, nie tylko w mięsnych sklepach coś w nas zmieniły?

W latach 80. na twarzach ludzi widać było raczej złość za to, że żyją w kraju, który każe im stać w kolejkach do prawie pustych sklepów. I to przez dziesiątki lat. Widać było w ich oczach beznadzieję. Teraz, podczas tych ponad trzech lat protestów, marszów i demonstracji, zawsze widziałem ludzi spokojnych, zatroskanych o przyszłość Polski. Ludzi, niemogących się pogodzić z tym, że Polską rządzą ludzie, którzy mają za nic przyzwoite pojęcie prawdziwej sprawiedliwości, prawdziwego prawa. A dzisiaj pełne półki nas trochę rozleniwiły, choć trudno narzekać na pełne półki w sklepach… Oczywiście, gdy wszystkiego jest za dużo, człowiek się zastanawia, co się dzieje z towarem, który się nie sprzeda, do kogo trafia. Jednak sklepy są po to, żeby coś w nich było. Kiedy przyjechałem do Polski, myślenie było odwrotne. Miałem wtedy taki pomysł, by dokumentować idiotyczny i okrutny system, jakim był komunizm. Interesowało mnie to, także efekty walki z tym systemem. Ludzie, natomiast byli zawsze otwarci, serdeczni i gościnni. To, prawdopodobnie mnie zauroczyło, kiedy w latach 60. przyjeżdżałem tu na wakacje, a potem, gdy przyjechałem na kilka miesięcy w 1973 roku i zostałem do dziś. Ludzie byli zawsze wspaniali. Teraz trochę się na nas zawiodłem. Bo okazuje się, że jest jednak spora grupa ludzi, która wierzy w te wszystkie banialuki. Dziwi mnie, że nawet wśród ludzi pozornie mądrych są ci, którzy wierzą w takie bzdury. To mnie martwi i tu się zawiodłem.

Czterdzieści lat temu nie było takiej grupy ludzi? Byliśmy bardziej zgodni?

Poza tym, że byli komuniści i nie- komuniści wszystko było bardziej czarno- białe. Może nie byliśmy specjalnie zgodni, ale bariery między nami były wyraźniejsze. Komuniści, to byli raczej karierowicze. Mało kto wierzył w ten system. Przed wojną, niektórzy wierzyli w idee socjalizmu. Po wojnie, byli ci, którzy chcieli zdobywać dla siebie różne dobra, więc wstępowali do partii. Ułatwiali sobie życie, ale nie sadzę, żeby wierzyli w to, co podsuwała im ówczesna propaganda. Trzeba tez pamiętać, że był to system narzucony z zewnątrz.

Czy, jednak nie widzi Pan pewnych podobieństw? Pytam o opinię na temat działań obecnie rządzących. Nie sądzi Pan, że przynajmniej część z nich robi to, co robi wyłącznie dla kariery, nie wierząc w sączoną w ludzkie umysły propagandę?

Tak, przyznaję. Uważam, że ci, którzy są na górze, są po prostu złymi ludźmi, mają złe intencje. Niżej są ludzie o miękkich charakterach. Posłuszni, jak żołnierze. Część, wierzy; inni udają, że wierzą w te bzdury. Oni są posłuszni, bo maja dostęp do lepszych posad. Kumoterstwo wyłazi. A buta i arogancja są znacznie większe, niż u poprzedników. Ci ludzie są jak nawiedzeni. Tacy powinni trzymać się z dala od władzy. Inaczej, jest po prostu klęska.

Chęć zdobycia i utrzymania władzy za wszelka cenę?

Tak, aż się boję, co mogą jeszcze wymyśleć. Teraz jest kolejne przekupstwo, 500+ na pierwsze dziecko, emeryci, młodzież. Władza zapomniała, że światowa koniunktura jeszcze jest dobra. Ale to się zmienia. Za rok, dwa, może się okazać, że wypłacają pieniądze, na które nie mają pokrycia.

Nie chcą też przyjąć do wiadomości, że poprzedni rząd zostawił potężne zasoby finansowe, które teraz wydawane są niezgodnie z przeznaczeniem. Mogę tu wymienić, na przykład pieniądze zabezpieczone dla obywateli niepełnosprawnych.

Tak, nie rozumiem, dlaczego ta ekipa nie chciała wesprzeć osób niepełnosprawnych. Może jest to za mały elektorat. Ale rządzący mieliby czym się pochwalić. Wybrali czyste przekupstwo i wsparcie dla pierwszego dziecka.

W centrum Pana obiektywu jest człowiek. Skoro dotykamy tematu niepełnosprawności, zapytam o cyklu zdjęć Pańskiego autorstwa: Tabu. Portrety nieportretowanych, którego bohaterami są dzieci z niesprawnością intelektualną. Jaki był odbiór tej wystawy i co Pana zainspirowało?

Celem tej wystawy było pokazanie tych dzieci. Po to, by nie były odrzucane, zapomniane i zamknięte w domach, czy specjalnych ośrodkach. To było około 2000 roku. Mam w rodzinie chłopca, który urodził się zdrowy. Ale, mając pół roku, zachorował na zapalenie opon mózgowych. Uratowaliśmy mu życie. Ale nie mówi, nie widzi, nie słyszy i nie chodzi. Leży. Dziś ma ponad trzydzieści lat. Gdy go fotografowałem, miał kilkanaście. Jego matka – artystka-malarka i działaczka zdecydowała, razem z mężem, że będą walczyć o to, żeby się takich dzieci nie wstydzić. Ona mnie namówiła, by sfotografować Michała: Weź go do studia, zrób mu zdjęcie i zobacz, co się stanie-Powiedziała. Zrobiłem, jak prosiła. Miałem wtedy studio fotografii komercyjnej w Warszawie. Gdy zobaczyła zdjęcia, powiedziała: Dobrze. Teraz, poszukaj więcej takich dzieci, z różnymi schorzeniami i zrób wystawę. Zazwyczaj słucham kobiet. Zgodziłem się [śmiech}. Tak urodziła się ta wystawa.

Jaki był odbiór?

Niezły. Nawet prasa się zainteresowała.

Gdzie była ta wystawa?

W Związku Fotografików w Warszawie, na Starówce. To było dość dawno temu. Ale, wtedy chyba uświadomiła ludziom, że problem istnieje. Fajnie było zobaczyć też dzieciaki, które rozpoznawały się na zdjęciach, identyfikowały się z wystawą i były dumne. Zwłaszcza, że na co dzień ludzie raczej się od nich odwracali. Chodziło o to, by przełamać niechęć wobec osób niepełnosprawnych intelektualnie. Miło było patrzeć, jak na wernisażu te dzieciaki były w centrum wydarzenia. Potem było jeszcze kilka innych, choć podobnych projektów. Kiedyś może jeszcze do tego wrócę. To było ważne. Nie chcę powiedzieć, że dzięki tej wystawie ludziom otworzyły się oczy. Ale, może byłem prekursorem w tym temacie, wśród ludzi, którzy chcieli o tym mówić. Teraz się mówi więcej.

W jednym z wywiadów, wspomniał Pan o specyficznym zapachu, który czuł jako dziecko, przyjeżdżające do Polski. Co to był za zapach?

Benzyny. Rafinerie radzieckie i wschodnio – europejskie pracowały inaczej, niż te zachodnie, więc benzyna miała inny zapach. Samochody też inaczej pachniały. Inny zapach był na klatkach schodowych. Inaczej pachniała skóra, bo była inaczej wyprawiana. Pamiętam ten zapach, kiedy od wujka dostałem swoją pierwszą lustrzankę, radziecki aparat fotograficzny Zenit. Miał skórzany futerał.

Jaki jest zapach dzisiejszej Polski?

Dzisiaj chyba jest normalnie. Benzyna pachnie wszędzie tak samo, skóra też. Właściwie, nudno się zrobiło {śmiech}. Te same sklepy, te same produkty. Norma nas napadła {śmiech}.

Jest Pan osoba wrażliwą. Nie tylko na zapachy. Choć, nasze spotkanie zaczęliśmy od sprawdzenia zapachu druku książki, którą przyniosłam. Pańskiej wrażliwości nie da się ukryć bo, widać ją w Pana zdjęciach. Czy te zdjęcia mówią coś więcej o tym, jaki jest Chris Niedenthal, czy też jest to opowieść wyłącznie o ludziach i chwilach, zatrzymanych w kadrze?

Każdy fotograf, robiąc zdjęcie wie, że nie jest to tylko zdjęcie kogoś lub czegoś, a w pewnym sensie także odzwierciedlenie jego własnej osobowości. Nie powiedziałbym jednak, że widzę to w swoich zdjęciach. Niech inni to ocenią. Niebezpieczne jest to pytanie {śmiech}.

Zmierzam do pytania o Czas Apokalipsy…

O, jak oryginalnie! {śmiech}.

Nie był Pan w łatwej sytuacji, robiąc to zdjęcie z ukrycia. Była świadomość zagrożenia. Mogli przecież w każdej chwili nakryć Pana z aparatem. Co Pan czuł, poza strachem? Przeszło przez myśl, że być może robi Pan historyczne zdjęcie? Zrobił Pan wiele zdjęć. Ale dla nas, Polaków właśnie Czas Apokalipsy jest zdjęciem kultowym.

Kiedy wybuchł stan wojenny, wiedziałem, że muszę działać. Jako dziennikarz, fotoreporter. Nie przestraszyć się na tyle, by nic nie zrobić. Musiałem więc zacząć fotografować, jak najlepiej, nie dać się złapać i wydostać te zdjęcia na świat, do Nowego Jorku. Wtedy w ogóle nie myślałem, że to zdjęcie może być kultowe. Bałem się, owszem, ale adrenalina sprawiała, że mogłem działać. Do głowy mi nie przyszło, że robię coś wielkiego. Uznałem, że skoro jestem w Warszawie i jest stan wojenny, to moim obowiązkiem jest to udokumentować. Robiłem swoje i dopiero potem się okazało, że to, co robiłem, nie było złe.

Ja, powiedziałabym nawet, że to było bardzo dobre. Ale, co dzisiaj oznacza dla Pana: robię swoje?

Każdy dziennikarz i fotograf robi swoje, w swoim zakresie, według swojego sumienia. Dlatego też, kiedy latem ubiegłego roku Prezydent Gdańska, Paweł Adamowicz poprosił mnie, bym zrobił album fotograficzny o Jego ukochanym mieście, krótko się zawahałem. Ale oczywiście się zgodziłem. Pojęcie robić swoje tu wygrało, trzeba umieć podnieść rękawicę z takim wyzwaniem. Niestety, skończyło się wszystko tragicznie. Prezydent Adamowicz nie zdążył zobaczyć moich fotografii. Już Go nie było 31 stycznia, kiedy miał otworzyć wystawę moich fotografii, jako zwiastun albumu, który miał się ukazać nieco później.

Wierzę, że Prezydent Adamowicz widzi wszystko z góry. Zostawił nam piękny testament. Pytanie, co z tym zrobimy.

Może tak. Bardzo przejmuję się tym, co dzieje się w Gdańsku i cieszę się, że to jego zastępczyni została prezydentem. Byłoby straszne, gdyby ktoś inny na tym stanowisku tą wieloletnią pracę zniszczył. Paweł Adamowicz był wyjątkowym człowiekiem. Nie znałem go dobrze, ale Jego wyjątkowość dała się poznać. Był wizjonerem, świetnym menadżerem, inteligentnym człowiekiem. Miał właśnie wszystkie te cechy, których nie mają Ci z drugiej strony politycznej. Chciał stworzyć świetne miasto. Był dla Gdańska Wielkim Człowiekiem. I mam nadzieję, że Jego testament starczy nam na wiele, wiele lat.

Tak. Nie znałam Prezydenta Adamowicza osobiście. Ale, ilekroć miałam go okazję widzieć lub słuchać w mediach, miałam wrażenie, że jest uczciwym człowiekiem, profesjonalistą w każdym calu, zakochanym w swoim mieście. Po jego pogrzebie zalewała nas fala komentarzy i opinii. Uderzyło mnie, że tę samą sytuację można widzieć zupełnie inaczej: Przez przeciwników politycznych swojego męża, Magdalena Adamowicz była krytykowana za to, że się uśmiechała. Nie wszyscy widzieli dobro w tym, że mimo tak wielkiej straty, zapewne bólu, zdobyła się na uśmiech. Tak, jakby odebrano jej prawo przezywania żałoby we własny sposób.

To jest znany problem w fotografii…

Zatem, okiem fotografa…

Ludzie w różnych warunkach reagują w różny sposób. I nie nam się dziwić czy krytykować reakcję kobiety i rodziny w rozpaczy. Nie mogłem być na pogrzebie Prezydenta Adamowicza. Ale byłem w Gdańsku gdy układano serce z kilkunastu tysięcy zniczy na Placu Solidarności, przy ECS. Ledwo wierzyłem oczom, gdy Pani Adamowicz przyszła tam razem z córką, i że przemawiają do tego dużego tłumu. Zakręciła mi się łza w oku. To było bardzo mocne i wzruszające. Słyszałem, jak fotoreporterzy, którzy stali za mną też mocno to przeżywali. Dawno nie byłem tak wzruszony. To było niesamowite, piękne, delikatne i inteligentne zachowanie.

Jaki jest Gdańsk dzisiaj? Czy nie jest tak, że historia zatoczyła koło? Patrzył Pan na to miasto, gdy rodziła się w nim Solidarność i patrzy Pan dziś, po niespodziewanej, tragicznej śmierci Prezydenta Adamowicza. Co Pan widzi?

Jestem Gdańskiem zauroczony. Miasto jest piękne. Przez te pół roku robienia zdjęć, miałem okazję poznać też lepsze i gorsze dzielnice Gdańska. Każda jest inna, każda ma swój charakter i architekturę. W Gdańsku- Wrzeszczu nie mogłem się nadziwić, że jest tam architektura tak inna od tej w centrum miasta. Ale bardzo oryginalna. Pokochałem Gdańsk,bo to nasze prawdziwie międzynarodowe miasto. Światowe. Jestem wdzięczny Prezydentowi Adamowiczowi, choć bałem się trochę tej propozycji, bo fotografowanie miast, to nie moja działka. Ale jest już wystawa moich fotografii tego miasta w gdańskim Ratuszu Głównego Miasta.Jest to miasto miłe do fotografowania. Samo uśmiecha się do fotografa

Do kiedy jest ta wystawa?

Do połowy maja tego roku. Niedługo potem ukaże się książka, mam nadzieję w rocznicę wyborów 4 czerwca 1989r.

Jaki będzie tytuł książki?

Gdańsk 2018. Ale po śmierci Prezydenta zmieniła się trochę koncepcja. Publikowane będą zdjęcia nie tylko z 2018 roku. Zmuszony byłem wkroczyć w pierwszy miesiąc 2019 roku. Zamierzamy wykorzystać kilka moich fotografii Pawła Adamowicza, które początkowo nie były w planie, a obecnie są na wystawie, która wisi w Muzeum Gdańska. Nie chodzi o gloryfikowanie Prezydenta, po prostu jestem wstrząśnięty tym, co się stało, tak samo, jak każdy mieszkaniec Gdańska. Chciałem je w książce zamieścić. Podobnie, jak zdjęcia wielkiego serca, ułożonego ze zniczy.

Powiedział Pan, że fotografowanie budynków nie jest Pańska domeną.

Nie. Choć, oczywiście coś tam potrafię. Ale nie jestem fotografem architektury. Jednak na Dolnym Mieście, czy w Nowym Porcie, wszystko jest takie inne i ciekawe, że warto się tam trochę pokręcić. Nie jest tak, że fotografowałem tylko piękne strony Gdańska. Chciałem uniknąć za dużo zdjęć ze Starego Miasta, bo to domena turystów – ale właściwe nie dało się tych zdjęć nie robić. Po prostu to miejsce samo się prosi, by je fotografować. Chciałem jednak, przede wszystkim zobaczyć inne części Gdańska, jak właśnie Dolne Miasto, które się rozbudowuje i staje coraz bardziej modne i nowoczesne. Wcześniej były tam stare fabryki, stare budynki, kamienice i wille. To odskocznia od tego, co jest w centrum. Także Gdańsk-Oliwa. Bardzo piękna, mieszczańska dzielnica. Gdańsk- Wrzeszcz – tu pokazano mi miejsca, związane z Günterem Grassem. To było dla mnie niezwykle ciekawe doświadczenie i cieszę się, że przyjąłem tę propozycję.

Czuje Pan w Gdańsku rękę Prezydenta Adamowicza, jako Gospodarza i jego wkład w rozwój miasta? Zapytam tez o atmosferę w Gdańsku. Czy rzeczywiście jest to miasto tak otwarte na imigrantów i uchodźców, jak się dziś mówi?

Krytycy Adamowicza mówią, że był po stronie deweloperów. Ale miasta muszą rosnąć i się rozwijać. Dużo jest w Gdańsku nowych budowli. Ja tego nie krytykuję. Musi być renowacja i przebudowa miasta. Prezydent tego pilnował. Imigrantów chciał wpuścić do miasta. Rząd w tym przeszkodził.

Mamy realny wpływ na naszą rzeczywistość? Każdy z nas może coś zrobić? Co powiedziałby Pan ludziom, szczególnie młodym? Jak przekonać ich, że demokracja i odpowiedzialność za nasz Kraj, dotyczą nas wszystkich?

Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Sam nie bardzo wiem, dlaczego jestem pytany o to, co się dzisiaj dzieje. Dużo ludzi ma pretensje, mówiąc: Niech ten fotograf siedzi cicho i robi zdjęcia, a nie opowiada o tym, co myśli o PiS. Tyle tylko, że jeśli chcemy mieć wpływ na coś, to musimy mówić o tym otwarcie. Jeśli marzymy o wolności i demokracji, to musimy o nie walczyć, bo nie są one dane nam na zawsze. I o tym właśnie powinna pamiętać młodzież. Ignorowanie tego, co dzisiaj się dzieje w kraju, skończy się tym, że nie będziemy mogli mieć wpływu na to, co będzie się działo w przyszłości. Rozumiem, że część społeczeństwa uważa, że ja niepotrzebnie się wypowiadam na te tematy. Ale, z niewiadomych powodów, jestem pytany o zdanie. Pani tez pyta, wiec mówię, co myślę. Uważam, że trzeba mówić, co się myśli. Wszyscy powinniśmy mówić, wręcz krzyczeć, jeżeli widzimy, że dzieje się cos złego. Kiedy siedzimy cicho, stajemy się współautorami tego zła. Byłem, i jestem świadkiem różnych wydarzeń – na tym polega moja praca. Mam doświadczenie, bo przez ponad czterdzieści lat widziałem Polskę w różnych odmianach i oczywistym dla mnie jest to, że to, co się dziś dzieje jest dla Polski katastrofą. Nie pracuję już dla mediów, jestem zwolniony z tego, by być neutralnym. Jestem na tyle doświadczonym Polakiem z importu{śmiech}, że widzę to zło w narzucanym obecnie systemie. Tym bardziej, że widziałem, co było wcześniej. Wszyscy widzieliśmy, a ja to dokumentowałem. Mam wszystko czarno na białym, na kolorowych zdjęciach{śmiech}.

Zapytam o Pańskie archiwum… o fotografię cyfrową, która nie jest wieczna…

Nic nie jest wieczne. Ale, rzeczywiście, jeśli chodzi o fotografię cyfrową, to do tej pory nie wierzę, że na karcie pamięciowej są zdjęcia. I to aż tyle zdjęć. Używam dzisiaj aparatu cyfrowego ale przez dziesiątki lat pracowałem na filmach, na których było trzydzieści sześć klatek. Kiedy mam przed sobą negatyw albo slajd – wszystko widzę. Karta pamięciowa jest dla mnie jak jakaś czarna magia. Ale świat idzie do przodu, więc nie będę z tym walczył. Dzisiejsza technologia jest tak fenomenalna, że szkoda, żeby jej nie używać. Jestem jednak zwolennikiem klasycznej, tradycyjnej fotografii i taką staram się uprawiać. Nie staram się być nowoczesny. Często mówi się, że w moich zdjęciach niby nic nie ma. Dopóki nie zacznie się bliżej patrzeć. Wtedy okazuje się, że jest w nich jednak jakaś historyjka. Dla mnie treść ważniejsza jest, niż forma. Taką fotografię lubię i staram się ją praktykować. Nie chcę na siłę udawać kogoś, kim nie jestem, czyli współczesno-nowoczesnym fotografem. Nie jestem już dzieckiem ani młodym gniewnym. Mogę, co najwyżej być starym gniewnym! [śmiech]. A, co do mojego archiwum to owszem, dzięki asystentce zaczynam już mieć o niebo lepiej zorganizowane dojście do moich slajdów z dawnych lat. Zostało jeszcze sporo do zrobienia, ale widzę już to przysłowiowe światełko w tunelu.

Ma Pan nadzieję że będzie lepiej?

Tak, mam. Zwłaszcza teraz, kiedy władza sama sobie podkłada nogę. Mam nadzieję, że zmniejszymy ich wpływ na politykę jesienią. Żeby nie było tak, że mając większość, robią, co chcą. To dodaje im buty i arogancji. Chodzi o to, by opozycja mogła już coś zrobić i blokować te ich pomysły, które są dla nas niezdrowe. Nie miałem nadziei. Teraz mam. Uważam też, że wreszcie ludziom otwierają się oczy i widzą, jak obóz rządzący, za wszelką cenę chce Polaków przekupić. Tylko po to, by uzyskać ich głos. Ich nerwowe reakcje świadczą o tym, że jednak boją się jesiennych wyborów. Te wszystkie afery, niesprawiedliwe traktowanie nauczycieli, służby zdrowia, niepełnosprawnych, rozdawanie pieniędzy na lewo i prawo, ale niekoniecznie tam, gdzie trzeba – uważam, że poważnie wpłyną na ich niekorzyść jesienią. Coraz bardziej widać rosnącą solidarność wśród normalnie myślących ludzi, choćby patrząc na piękną społeczną składkę pieniędzy dla ECSu w Gdańsku, kiedy przycięto dotacje ministerialne. Czy teraz- składka na rzecz strajkujących nauczycieli. To są piękne odruchy ludzkie, świadczące o tym, że ludzie mają już szczerze dosyć obecnego rządu.

Zatem, oby do wiosny, czy jednak do jesieni?

Jedno i drugie. Tylko, co oni jeszcze wymyślą? Cały czas kombinują, jak zostać u władzy, za wszelka cenę.

Co Pan przez to rozumie? Boi się Pan tego, że mogą być przypadki manipulacji wynikami wyborów?

Jest to możliwe. W najgorszym wypadku, mogą być gotowi na wszystko. Wydaje mi się, że to jest natura ludzi złych – jeśli można oszukać, to się oszukuje. Musimy pilnować, by tak się nie stało. Miejmy nadzieję, ze do tego nie dojdzie i wyjdziemy z tej sytuacji obronna ręką.

Bądźmy dobrej myśli i życzmy sobie tego. Bardzo Panu dziękuję za rozmowę.

Podziękowania dla restauracji Aurelio. Kucharze i Artyści. Warszawa, Świętokrzyska 14

Niebiańska Uczta

Na śmierć nie można się przygotować. Niezależnie od okoliczności, najczęściej przychodzi nieproszona. Rozumieją to wszyscy, którym przyszło się zmagać ze stratą bliskiej osoby. Ta rozłąka boli, zwłaszcza, gdy jest wynikiem śmierci nagłej, której nikt się nie spodziewał.

Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego śmierć Prezydenta Gdańska-Pawła Adamowicza, wywołała we mnie tak ogromny żal i smutek. Teoretycznie, mogę to tłumaczyć atmosferą społeczną, doniesieniami medialnymi i niekończącymi się pytaniami o winę, zbrodnię i karę. Teoretycznie. Prawda jest jednak taka, że mimo iż nigdy nie miałam okazji poznać Pana Prezydenta osobiście, na długo przed jego tragiczną śmiercią, ilekroć widziałam go w telewizji, najpierw, zauważałam jego szeroki, budzący moją sympatię uśmiech. Jestem pewna, że nie stanowię tu wyjątku. Podobne odczucia miały pewnie tysiące osób, uczestniczących w marszach milczenia, mszach świętych w intencji Zmarłego, a w końcu w jego pogrzebie. Może także ten uśmiech, jasne spojrzenie i mocny męski głos, pozwoliły mi ignorować niesprawiedliwe, często wręcz ohydne komentarze, pojawiające się w różnych mediach w trakcie kampanii samorządowej. Krótko mówiąc, Paweł Adamowicz wzbudzał moje zaufanie. Zdaję sobie jednak sprawę, że jest to subiektywne odczucie, a ja nie o odczuciach chcę tu pisać. Po co, więc jest ten tekst? Otóż, próbuję znaleźć odpowiedź na pytanie o granicę nieprzyzwoitości. Tak, ponieważ uważam, że granicę przyzwoitości w obszarze chamstwa, brutalizacji języka, werbalnej agresji, także wobec przeciwników politycznych, część polskiego społeczeństwa dawno przekroczyła. W dużej mierze, odpowiadają za to, oczywiście sami politycy i dziennikarze, którzy coraz rzadziej używają siły racjonalnego argumentu i mocy dialogu. Mam podstawy, by twierdzić, że problem ten dotyczy głównie prawej strony sceny politycznej. Choć nie tylko. Tu pojawiają się dwie, moim zdaniem bardzo ważne kwestie: Po pierwsze, można przyjąć założenie, że od brutalnej polityki uda się obywatelowi odciąć, jeśli tylko nie będzie korzystał z Internetu, nie włączy telewizora, radia lub nie kupi gazety. Nic bardziej błędnego! Wystarczy porozmawiać z sąsiadem, by przekonać się, że polityka jest w życiu Polaków niemal wszechobecna. To dobrze. Pytanie jednak, czy jest to polityka czy zbyt często kłótnie, generujące głęboki podział, wykluczający dialog i wzajemny szacunek? I to jest właśnie druga, zupełnie oddzielna sprawa. Szczególnie, że przykład idzie z góry i to, między innymi politycy tworzą społeczną atmosferę i mniej lub bardziej brutalny język, którego używamy. Zastanawiam się nad tym jako człowiek, obywatelka Polski, Europejka i katoliczka. Do szczególnej refleksji skłania mnie przede wszystkim mój katolicyzm. Chrystus, bowiem wzywa mnie do miłości bliźniego, wybaczenia win. Nie tylko mnie. Dotyczy to wszystkich chrześcijan. Dlatego, nie jestem w stanie racjonalnie wytłumaczyć, czym kierują się katolicy, oskarżający Pawła Adamowicza także po śmierci. O, co chodzi? Podobno był zwolennikiem aborcji, wspierał gejów i lesbijki i… nie był Polakiem. Pewnie dlatego, że, zdaniem niektórych, zbyt mocno otwierał się na imigrantów. W końcu, nie bez powodu otrzymał, jak dziesięciu innych prezydentów miast polskich, akt zgonu politycznego. Ohyda nie zasługuje na komentarz.

https://gloswielkopolski.pl/mlodziez-wszechpolska-polityczny-akt-zgonu-powtorzylibysmy-w-takiej-samej-formie/ar/13809422

Ale nie ma nikogo, kto chciałby wziąć odpowiedzialność za słowa i czyny, przyznając, że słowo może zabić. Jak widać, nie tylko w sensie metaforycznym. Nawoływanie do nienawiści nie pozostaje bez konsekwencji. Podobnie jak kłamstwo, na którym oparta była cała, poniżająca zmarłego Prezydenta narracja. Dominikanin, ojciec Wiśniewski, powiedział dziś na pogrzebie Adamowicza, że budujący karierę na kłamstwie, nie może pełnić wysokich funkcji.

(https://www.msn.com/pl-pl/wiadomosci/polska/owacje-na-pogrzebie-adamowicza-budujący-karierę-na-kłamstwie-nie-może-pełnić-wysokich-funkcji/ar-BBSsmFQ?MSCC=1547913338&ocid=spartanntp)

Ja dodam, że nie buduje się kariery politycznej także na ludzkiej krzywdzie. Słuchałam i czytałam wiele wypowiedzi na temat działań Pawła Adamowicza. Wypowiadali się księża, którzy znali go od lat, jego przyjaciele. Wniosek mam jeden: Prawy, uczciwy Człowiek. Przez duże C . Może właśnie on najbardziej rozumiał słowa Pisma: Niektórzy uczeni w Piśmie, spośród faryzeuszów, widząc, że je z grzesznikami i celnikami, mówili do Jego uczniów: „Czemu On je i pije z celnikami i grzesznikami?” Jezus, usłyszawszy to, rzekł do nich: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mk 2, 13-17) Może zrozumieją to także ci, którym nazwisko Adamowicza nie przechodzi przez gardło nawet po jego śmierci. Znam takie osoby. Także takie, które nie zaakceptowały żałoby narodowej. Jedności nam trzeba, by Bóg i patriotyzm nie był tylko na sztandarach, Może obudzą się ci, którzy nie chcieli towarzyszyć Zmarłemu w ostatniej drodze, lekceważąc chrześcijańską powinność. Nie godzi się, by chrześcijanin, katolik mówił fałszywe świadectwo przeciw bliźniemu swemu, nie godzi się, by go pozbawiał godności. Nie godzę się na katolicyzm, który ma odwagę oskarżać bliźniego także po śmierci. Bo stoi on już przed Sądem Bożym. To Bóg zaprasza na Ucztę Niebiańską. Bo tylko On zna ludzkie serce. A przed Nim, nikt nie staje bez grzechu. Potrzeba czujnosci i otwartości serca.Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych (Mt, 22-14). Dzisiaj potrzebna jest nam cisza, ale cisza nie może oznaczać milczenia –powiedziała dziś Magdalena Adamowicz na pogrzebie męża. Nie może oznaczać zgody na zło. Trzeba, by każdy z nas powiedział: Dość! Opamiętania nam trzeba. Zwlaszcza, że świat się odrodził. Wraca Jurek Owsiak. Dobre słowo ma większą siłę niż mowa nienawiści. To zależy od nas.

Panie Prezydencie, dziękuję za Gdańsk, za Polskę. Jest mi bardzo przykro. Widocznie Dobrzy Ludzie potrzebni są Bogu także w Niebie. Do zobaczenia kiedyś.