Odpowiedzialna edukacja to taka, która daje realną wiedzę o świecie, wychowuje uczniów do samodzielności, odpowiedzialności i budowania świadomych relacji.W procesie takiej edukacji, dziecko uczy się odkrywać swój potencjał i uwierzyć we własne możliwości. A rodzina i środowisko lokalne są prawdziwym wsparciem dla każdego dziecka.

W jakim miejscu jest polska edukacja i dokąd zaprowadzi nas Lex Czarnek? Rozmowa z Elżbietą Sitarz- dyrektorką ośrodka na Ożarowskiej w Warszawie i Panią Julią- mamą dzieci uczących się w formie edukacji domowej.

Rysunek: ośmioletnia Ela.

Budynek w otoczeniu drzew i krzewów. Choć całkiem niedaleko jest ruchliwa ulica i tory tramwajowe, nie można oprzeć się wrażeniu wszechobecnej ciszy. Padający tego popołudnia deszcz, jakby na nowo wydobył z roślin wrześniową już zieleń. Cisza i spokój, bo o tej porze w Ośrodku Rehabilitacji Dzieci i Młodzieży na Woli, przy ul. Ożarowskiej 75A., nie słychać już gwaru rozmów, odgłosów dziecięcej zabawy. Powstał w latach 50. XX w., jako jedna z placówek STOCER- Stołecznego Centrum Rehabilitacji. Początkowo kompleksową opiekę znajdowały tu dzieci z Polio, a z czasem wyspecjalizował się we wsparciu i rehabilitacji dzieci z Mózgowym Porażeniem Dziecięcym (MPD). Jak mówi dyrektorka placówki -Elżbieta Sitarz -obecnie Ośrodek jest oddziałem dziennym i przyjmuje dzieci z różnorodnymi problemami narządu ruchu, których podłożem są różnorodne schorzenia układu kostno – stawowego, a także różnego stopnia uszkodzenia neurologiczne. Dzieci zapisywane są na pobyty turnusowe, trwające od ok. dwóch tygodni do trzech miesięcy. Tak więc i nasze przedszkole obejmuje opieką dzieci z bardzo różnym stopniem i rodzajem sprawności ruchowej, poznawczej i emocjonalnej, a co za tym idzie my, pedagodzy, mamy o wiele więcej wyzwań niż wtedy, gdy grupy były bardziej jednorodne. Dodatkowym, nowym dla wszystkich wyzwaniem okazała się pandemia Covid -19. Ograniczenia  rozwoju psychoruchowego wiążą się z koniecznością stałego dostarczania bodźców i działań terapeutycznych.  Sitarz zwraca uwagę, że pandemia przyniosła szereg negatywnych skutków w tym obszarze: Mamy dużo więcej dzieci z problemami w rozwoju mowy i koordynacji ruchowej. Brak ruchu i aktywności fizycznej na świeżym powietrzu, utrudniony bezpośredni kontakt z przyrodą skutkuje dziś  tendencją do tycia, czasem zaburzeniami snu, bólami głowy i oczu, zaburzeniami ze strony układu pokarmowego. Ze względu na reżim sanitarny  dzieci miały  mniej bodźców sensorycznych tak niezbędnych dla ich rozwoju(…) Przedszkolaki poniosły  także konsekwencje ograniczeń kontaktów społecznych. W większym stopniu narażone były i są na uczestniczenie w trudnych sytuacjach rodziny, takich jak choroba ,a nawet śmierć, konflikty na tle problemów ekonomicznych, a także zaostrzenia problemów już istniejących, jak choroby psychiczne, przemoc(..) Okres izolacji był trudny. Pokuszę się jednak o, być może kontrowersyjne stwierdzenie, że dla wielu izolacja w okresie pandemii stała się swoistą szansą na zmianę. Pani Julia (dane do wiadomości Redakcji) – mieszkająca na Woli mama trójki dzieci na etapie podstawówki, po zamknięciu szkół próbowała uporać się z rzeczywistością zdalnego nauczania: Siedzieliśmy w domu ze stertą wymagań od nauczycielek: zadania domowe, zdjęcia i ich odsyłanie. Tego było masę. Nie wiedzieliśmy jaka będzie przyszłość, jak system szkolnictwa sobie poradzi, kiedy otworzą szkoły i czy ich znów nie zamkną. Wtedy stwierdziłam, że zapiszę wszystkie dzieci do szkoły w formie edukacji domowej. Wybrałam „Szkołę w Chmurze”. Miałam już jakąś wprawę, nawet jeśli do tej pory było to pod większą kontrolą szkoły. I mogę (dziś) powiedzieć, że dajemy radę. Chociaż nigdy nie wyobrażałam sobie siebie jako nauczycielki swoich dzieci. Jako rodzina, mamy już wypracowane pewne schematy, harmonogram pracy. Zaskoczyło mnie, że wcale nie musimy tak dużo czasu poświęcać na {samo przyswajanie treści}, a moje dzieci potrafią teraz przede wszystkim uczyć się bardziej samodzielnie. Kiedy były w szkole tradycyjnej, czekały, co powie i zrobi nauczycielka w klasie, czekały na ocenę ich pracy. Teraz czują się odpowiedzialne za to, co robią. Może dla niektórych to kuriozalne, że dziecko w trzeciej klasie ma być odpowiedzialne za swoją naukę, ale właśnie tak jest. Tak też moje dzieci uczą się, jak być odpowiedzialnymi ( w przyszłości) za każdą sferę swojego życia. Ja tylko pokazuję drogę. Pokazanie drogi to także wspieranie, stymulowanie rozwoju. Nie można tu jednak zapomnieć o rozbudzaniu ciekawości świata i pobudzaniu kreatywności dziecka. Gdy może uczyć się w dogodnym dla siebie momencie, gdy w swoim tempie rozwiązuje zadania i twórcze problemy, nauka staje się nie tylko bardziej efektywna, ale także przyjemna i atrakcyjna. Dzieląc się swoimi doświadczeniami, pani Julia zaznacza, że  na tradycyjną naukę z książką jej dzieci poświęcają około godziny dziennie. Do tego dochodzi nauka poprzez aplikacje i takie formy zdobywania wiedzy, jak wycieczka czy wizyta w muzeum. Na taką naukę jest zdecydowanie więcej czasu. Jak to możliwe w zestawieniu z nierzadko ośmiogodzinnym pobytem dziecka w szkole, które w domu ma jeszcze lekcje do odrobienia? Tu kluczowa okazuje się motywacja, możliwość samodzielnego zdobywania wiedzy i wyszukiwania informacji. Kiedy dziecko ma trudności, ma  też czas, by je pokonać- w swoim tempie, bo nad głową nie dzwoni szkolny dzwonek, a inni uczniowie nie poganiają. Trud i zaangażowanie dziecka we własną naukę sprawia, że rozumie ono czego się uczy, przez co łatwiej i szybciej przyswaja wiedzę. Trzeba tu jednak wyjaśnić, że możliwość elastycznego zdobywania wiedzy, jaka daje edukacja domowa, nie oznacza porzucenia istotnych ram, jakie daje podstawa programowa. Istnieje niezbędne minimum. Nie chodzi o własny dobór treści bez kontroli. Chodzi raczej o możliwość dostrojenia się do dziecka, by mogło rozwijać skrzydła swojego potencjału. Zwłaszcza, że w edukacji domowej nie ma tradycyjnego oceniania, które dla wielu uczniów jest deprymujące i może rodzić niezdrową rywalizację oraz mechanizm porównywania się z innymi dziećmi. Tu pani Julia mówi o procesie odszkolnienia, który polega, między innymi na porzuceniu  schematów oceniania. Ocenianie może być źródłem ogromnego stresu dla wielu uczniów, także tych ze szczególnymi potrzebami edukacyjnymi (SPE), w tym uczniów z niepełnosprawnością. Niesprawiedliwie lub zbyt nisko oceniona praca, to ryzyko zachwianego poczucia własnej wartości lub – nomen omen – zaniżonej samooceny. To zawsze demotywuje do nauki i działania. Bo wielu nauczycieli- mimo doświadczeń i długoletniej tradycji, na przykład szkół integracyjnych w Polsce, nadal ma problemy z obiektywną oceną prac swoich wymagających wsparcia uczniów. Bo pojawia się porównywanie z innymi, nie zaś ocena realnie włożonego w wykonanie zadania wysiłku. Ale trzeba tu wspomnieć także o ryzyku zawyżonej, nieadekwatnej oceny, wynikającej czasem z przyjętej taryfy ulgowej, która nie kształtuje realnego obrazu siebie, swoich możliwości i ograniczeń, nie uczy odpowiedzialności i samodzielności. Jestem daleka od bezrefleksyjnej krytyki tradycyjnej formy nauczania, tradycyjnej nauki w szkole. Ale chcę bardzo mocno podkreślić, że polska szkoła od dawna nie wychowuje, nie kształtuje umiejętności uczenia się, umiejętności życiowych, które według WHO są kluczowe dla prawidłowego rozwoju społecznego. I tak-umiejętność krytycznego myślenia, realna samoocena, rozwiązywanie problemów, samodzielność czy dążenie do samorozwoju jest w szkole mocno zaniedbywane. Sprawę komplikują też obecne tendencje niemal wyłącznego koncentrowania się na tak zwanych treściach  patriotycznych z okrojoną wiedzą o współczesnym, realnie i dynamicznie zmieniającym się świecie.

            Pani Julia mówi wprost o szkolnych trudnościach syna. O jego doświadczeniu trudnej komunikacji z nauczycielką, które spowodowały niechęć do nauki, wykonywania zadań i dwuletnie poszukiwanie sposobu, by obudzić motywację, by pomóc odkryć, co sprawia frajdę. W krytycznym momencie powiedziała do syna: Edukacja domowa to przywilej, nie obowiązek. Ja rozumiem, że to nie jest {forma) dla wszystkich. Niektórzy lubią być w klasie, lubią, gdy mają wszystko powiedziane: kiedy mają WF , kiedy jest dzwonek. Są tacy ludzie, którzy chcą mieć wszystko tak poukładane i to też jest O.K .Jesteś już na tyle duży, że możesz sam decydować. Jeśli nie zdasz egzaminu w edukacji domowej, będziesz musiał wrócić do szkoły. Jak mówi pani Julia– chyba coś w nim wtedy pękło albo zrozumiał, że to jego wybór . Odpuściłam, a on w krótkim czasie nadrobił to, czego długo nie mógł przyswoić. Byłam zaskoczona. Znalazł sam motywację, by zdać egzamin i przejść do następnej klasy. Nie był ciśnięty, ale wspierany. Bo proces „odszkalniania” dotyczył także mnie. Odnalazłam się jako edukator domowy. Nie mam już tego ciśnienia, że jak dzieci mają wolny czas, to coś jest nie tak, bo nie siedzą {nad książką }tyle, ile powinny. Ja miałam z tym problem. Oni nie. Ale to poczucie wolności może być dla niektórych ciężarem. Bo nikt nie mówi, co masz robić. Dlatego edukacja domowa nie jest dla wszystkich. Nie chodzi też o krytykę tradycyjnej szkoły, a o znalezienie właściwego dla dziecka rozwiązania.

Czy pandemia, będąca dla wielu z nas bardzo trudnym doświadczeniem wyłączenia z wielu aktywności, jednocześnie faktycznie otworzyła przed nami nowe możliwości? Dyrektor Sitarz mówi: W przypadku małych pacjentów, którzy są naszymi przedszkolakami, edukacja, rehabilitacja, leczenie to trzy aspekty jednego procesu, czyli wspomagania rozwoju. Dziś wszyscy specjaliści pracujący z dzieckiem: lekarze, fizjoterapeuci, nauczyciele zdają sobie z tego doskonale sprawę, Oczywiście problemem jest zachowanie równowagi między tymi aspektami, szczególnie, gdy dzieci są po długotrwałej hospitalizacji oraz wtedy, gdy rodzice kładą zbyt duży nacisk na leczenie i usprawnianie, traktując drugoplanowo potrzeby emocjonalne i społeczne dzieci. Zdarza się, że wtedy dzieci mają duże trudności z osiąganiem tak zwanej. dojrzałości szkolnej, a zaniedbane wcześniej  potrzeby swobodnej zabawy i  kontaktów rówieśniczych nadrabiają w szkole. Inaczej mówiąc, wolą się bawić tak, jak przedszkolaki  i działać po swojemu i w swoim tempie; nie są w stanie podejmować szkolnych wyzwań,  mają słabszą odporność emocjonalną. Być może rozwiązaniem dla tych problemów mogłaby być, na przykład edukacja domowa, gdzie działanie w swoim tempie staje się wartością, a procesu uspołeczniania i nauki nie trzeba przeciwstawiać rehabilitacji, bo łatwiej znaleźć czas na wszystko, kluczowe stają się kompetencje, a nie dojrzałość szkolna. To alternatywa, możliwość wyboru- jeśli będzie świadomie podjęty- da korzyści. Także- jak mówi pani Julia- w obszarze odnowienia i budowania relacji rodzinnych. Bo spędzając ze sobą niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę, przez trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku, nie można niczego zamieść pod dywan i trzeba otworzyć oczy na rzeczy, które w tej rodzinie nie funkcjonują. To jest proces. Ale dzieci uczą się też tego, że gdy jesteśmy w domu, to obiad sam się nie gotuje, a skarpety rzucone na podłogę same się nie piorą. I zakupy trzeba robić. Tydzień trzeba zaplanować. Jako rodzina, nauczyliśmy się robić rodzinne spotkania. Dzieci uczą się samodzielności i uważności na to, co się dzieje. Nie ma tego pędu, nie musimy biec do szkoły na ósmą rano, możemy żyć i być ze sobą. Pani Julia zwraca także uwagę na relacje dzieci z rówieśnikami. Jej zdaniem, edukacja domowa jest szansą, gdy dba się przede wszystkim o jakość relacji. W trzydziestoosobowej klasie szkolnej, nie sposób mieć głębokie relacje i zaprzyjaźnić się ze wszystkimi. Oponentom pani Julia daje, moim zdaniem mocny argument: To są podwójne standardy wobec dzieci i dorosłych. Czy my, dorośli, chodząc do biura mamy dobre relacje albo przyjaźnimy się ze wszystkimi w zespole? Dorośli mogą pracować zdalnie, a dzieci? Pod pewnymi warunkami?. Moje dzieci mają, dzięki edukacji domowej więcej czasu, także na zabawy na podwórku, a ich relacje są bardziej świadome. Zastanawiać powinny proponowane, ministerialne zmiany dotyczące edukacji domowej. Zniesienie możliwości egzaminów zdalnych będzie źródłem dodatkowego stresu dla dzieci, mających złe doświadczenia w szkole tradycyjnej. Zwłaszcza, gdy edukacja domowa tworzy bezpieczną przestrzeń i niweluje lęki. Konieczność zdania egzaminu w szkole, do której uczeń nie uczęszczał, której nie zna może być barierą nie do pokonania. Pani Julia nazywa to rzucaniem kłody pod nogi i cofaniem nas do średniowiecza. Podobnie jest z rejonizacją i zniesieniem możliwości zapisania dziecka w formę edukacji domowej w dowolnym momencie, na przykład w sytuacji kryzysowej. Myślę, że to dlatego, że  edukacja domowa za bardzo się rozwinęła. Nie mogą już niczego tak kontrolować, Bo chodzi o wolność i o to, że tu decyduje rodzic i cała rodzina.